Nasza podróż zwana życiem…

Początek…

Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Nasza podróż zwana życiem zaczęła się… no właśnie, kiedy? Czy w momencie narodzin? Czy może w chwili poczęcia? A może już wcześniej, nawet kiedy nasi rodzice jeszcze się nie znali, ale już działały programy rodowe mamy i taty, warunkujące ich spotkanie? Czy może jeszcze wcześniej, kiedy nasi dziadkowie robili wszystko żeby przeżyć i zapewnić przeżycie swojemu potomstwu? Czy ich przodkowie…

Z biologicznego punktu widzenia, już kiedy nasza babcia była w ciąży z naszą mamą, kiedy tworzyło się jej ciało, powstały komórki jajowe będące naszym początkiem. Można zatem powiedzieć, że to co przeżywała babcia, w jakich żyła warunkach, w jakim środowisku kształtowała się jej osobowość, mogło wywierać wpływ na to, jakie to nasze życie będzie.  A mama? Od początku swojego życia nasiąkała słowami i emocjami, które zapisywały się informacjami w jej ciele, czyli też w nas, jeszcze kiedy byliśmy pojedynczą komórką. Ta wiedza z mamy połączona z mądrością komórek ojca, dała nam świetny pakiet na życie. Czyli rodząc się mamy już zestaw zakodowanych informacji, które w pewnym sensie determinują nasze życie, szczególnie te o budowie ciała czy kolorze oczu.

Mamy też cały bagaż historii rodzinnych, i tych silnie przeżywanych, jak straty dzieci, miłości, majątków i tych związanych z wykluczeniami z rodu, aborcjami, gwałtami, morderstwami. Te informacje są zapisane w historii rodziny, pozostają jakby w polu informacji czy też plu morficznym (więcej informacji o polu morficznym znajdziesz w książkach biologa i naukowca Ruperta Sheldrake’a) i nawet jeżeli nie znamy szczegółów tych historii, one mogą mieć wpływ na nasze życie. Niemiecki psychoterapeuta Bert Hellinger nazwał pracę z tymi historiami rodzinnymi metodą ustawień rodzinnych lub systemowych i na tym oparł swoją wieloletnią praktykę. Zauważył wiele prawidłowości i zależności między tym co się wydarzyło w historii rodu, a tym jak funkcjonują następne pokolenia, w jakim  są stanie psychicznym i fizycznym, czego doświadczają i jakie często odtwarzają historie niejako z lojalności lub miłości do przodków. Nauczał tej metody i pomógł wielu swoim pacjentom „uzdrowić” te historie i przywrócić w nich porządek, co dla uczestników jego warsztatów czy sesji indywidualnych skutkowało nie tylko zrozumieniem, ale i uzdrowieniem fizycznym, uzdrowieniem relacji i odzyskaniem jasności w wielu kwestiach.

Wracając do naszej pdróży…

Nadchodzi ten dzień, że pojawiamy się z relacji między mamą i tatą, jako pasek na teście ciążowym… Jak oni na to reagują? Cieszą się? Czy pojawiają się myśli o zakończeniu naszego pojawienia się? To jest silnie warunkujący okres naszego początku. Czy mama nakarmi nas swoim lękiem bojąc się o przyszłość, czy tata da nam wrogość i niechęć czy może jednak dostaniemy radosne oczekiwanie? To są bardzo silne determinanty tego jak potem stawiamy się do życia, czy zazwyczaj targa nami lęk czy jesteśmy pewni swojej drogi… Przychodzi czas porodu, który również silnie na nas oddziałuje, bo jeżeli dziecko przeżyło jakąś nietypową sytuację, poród kleszczowy, pośladkowy czy np. utknęło gdzieś w trakcie porodu, potem w dorosłym życiu utyka w podejmowaniu działań czy decyzji lub ma inne zatrzymujące doświadczenia.

Już jestem…

Jesteśmy na świecie i od pierwszego momentu uczymy się o sobie. Jeżeli mama nas przytula, karmi na zawołanie, reaguje, jest blisko – tworzy się w nas poczucie więzi, bliskości, bycia ważnym dla najważniejszej dla człowieka osoby. Jest to czas, kiedy zaczyna się kształtowanie wzorców zachowań czy stylów przywiązania. Nie sposób nie wspomnieć o jawnie krzywdzących rodzicach, którzy zgotowali swoim dzieciom piekło na ziemi, przez przemoc i różnego rodzaju nadużycia. Jak opisuje to dr Gabor Mate, każdy narkoman ma takie trudne doświadczenie w swoim dzieciństwie, chociaż nie każdy kto zaznał przemocy jako dziecko staje się narkomanem. Przemoc zapisuje się w ciele i umyśle jako trauma. Nawet rodzice mający dobre intencje często sami nie mają umiejętności, żeby zbudować w dziecku poczucie bezpieczeństwa i zaufania do świata i zaniedbują te dzieci emocjonalnie.

Na przykład mama, kochająca, dbająca, dająca, ale stale podkreślająca jak dużo dla tych dzieci robi i poświęca, wzbudza w dzieciach niewłaściwe postrzeganie siebie, tworzy uzależniający mechanizm, że będzie szczęśliwa jak dzieci zachowają się tak czy inaczej i dzieci niosą to w życie dorosłe, na takim przekonaniu budując relacje, że muszą dawać i uszczęśliwiać innych. Innym przykładem zaniedbania emocjonalnego były sytuacje, kiedy rodzice dzieci, które urodziły się w latach 60tych czy 70tych, w dobrej wierze ulegli modnym czy popularnym zasadom, że uleganie emocjom dzieci jest dla nich niewychowawcze i wręcz szkodliwe. I wprowadzono sztuczny sposób reagowania na potrzeby dziecka, już od urodzenia, czyli na przykład karmienia go co 3 godziny, najlepiej butelką, nie reagując bliskością, dotykaniem, kołysaniem czy przytulaniem na płacz dziecka. Takie dziecko wykształciło w sobie ogromne poczucie lęku i samotności.

Jak opisuje Stephanie Stahl, niemiecka psychoterapeutka powołując się na badania więzi dr Kim Bartholomew z zespołem, wytworzył się u takiego dziecka lękowy styl przywiązania i ogromne poczucie samotności. W rodzinach gdzie stawia się duże wymagania dzieciom, dzieci takie wykształcają osobowość lękowo-ambiwalentną, i ich życiowe, często nieuświadomione motto brzmi  „jestem sobie obojętny i ty jesteś mi obojętny”. Taki człowiek ma w życiu dorosłym trudność w nawiązaniu bliskiej głębokiej relacji, a jeżeli już w jakąś wejdzie to jest to trudne dla jego życiowego partnera. Jest jednym z niewielu typów osobowości, który zamknięty w swoim świecie emocji nie czuje potrzeby żeby coś z tym zrobić, popracować, zmienić… Więcej o teorii przywiazania czy teorii więzi znajdziesz u twórcy tych teorii, lekarza i psychoterapeuty Johna Bowlby’ego.

Już jestem na świecie, żyję mam kilka lat…

I chłonę świat, uczę się od dorosłych, jak ten świat interpretować, przez obserwację ich zachowań. Rodzice znowu w dobrej wierze werbalizują swoje przekonania, niesione zwyczaje, tradycje, lęki i obawy, co dzieci przyjmują za prawdę o świecie. Dziecko może usłyszeć, że jest głupie, brzydkie czy niezdolne, albo porównywane z innymi czuje się nie dość dobre, albo rodzice zapatrzeni w siebie dziecka nie widzą, albo patrzą na dziecko, a nie widzą go sercem. Do 5 roku życia mózg rozwija się najbardziej przez tworzenie wciąż nowych i nowych połączeń neuronalnych, tam zapisują się nie tylko nowe umiejętności np. przy dwujęzycznych rodzicach zdolność do przełączania się w trakcie mówienia na drugi język. Ale co najważniejsze tworzy się poczucie tożsamości. Jeżeli rodzic nie nauczy dziecka rozumienia tego co się z nim dzieje, czyli nie nauczy rozumienia uczuć, których dziecko doświadcza, nie nauczy nazywać potrzeb, które dziecko werbalizuje, nie nauczy go sposobów samoregulacji, nie rozwija się u dziecka prawidłowo kora przedczołowa. To bardzo ważny obszar mózgu, który warunkuje reaktywność na stres i na pozytywne doznania, jeżeli jest słabiej wykształcona może być podłożem powstawania depresji. Jeśli dziecko nie zostanie nauczone, że może czuć wszystkie emocje i to jest ok, to w dalszym życiu nie przyjmuje siebie z tym co czuje, albo to wszystko w sobie blokuje. Dziecko nade wszystko chce być kochane przez mamę i tatę, i dostosowuje się z uczuciami i potrzebami do stylu funkcjonowania rodziny. Jeżeli mama chwali dziecko, że jest takie grzeczne i spokojne, podczas gdy rodzeństwo stwarza problemy, takie dziecko będzie unikało wyrażanie swoich prawdziwych uczuć, bojąc się odrzucenia, bo chce być kochane i akceptowane przez mamę.

Negatywne komunikaty na temat zachowania lub osobowości dziecka, groźby, straszenie karą… Te słowa rodziców, którzy są dla dziecka całym światem, powodują że dziecko blokuje się w wyrażaniu emocji. I te blokady są często tak silne, że dziecko rosnąc obudowuje się specyficzną sylwetką ciała. Te blokady rzutują na całe życie, na stan zdrowia psychicznego i fizycznego. Holistyczni lekarze pracujący z dorosłymi chorymi zaczęli zauważać tę prawidłowość, że podłożem wszelkich chorób są silne, utknięte czyli niewyrażone, nieprzeżyte emocje. Medycyna germańska, totalna biologia czy biologika opierają na tym utknięciu w emocjach swoją mądrość.

Dorastanie…

Mózg cały czas się rozwija, na bazie doświadczeń z okresu ciąży i wczesnego dzieciństwa dokonało się w nim już wiele zmian. Umysł, jako wyrażenie mózgu w działaniu, tworzy obraz świata w zależności od tych zapisów bezpieczny lub nie. Jeśli emocje w poprzedzających okresach były szczególnie silne, jak te związane ze śmiercią rodzica, rozwodem rodziców czy innych traum, to już widać zapis tego w ciele i emocjach. Jeżeli dziecko nie miało wspierającego dorosłego blisko siebie, który dałby dziecku zrozumienie, wyjaśnił, pozwolił przeżyć uczucia, dziecko niesie w dorosłość te traumy i trudności. Wchodzi w dorosłość z ogromnym poczuciem samotności i lęku i też pustki. Okres nastoletni jest czasem kolejnej dużej przebudowy mózgu i młody człowiek potrzebuje od rodziców czy opiekunów ogromnych porcji miłości, empatii i akceptacji, mimo że wydaje się, że tego nie chce czy też jego zachowanie tego nie ułatwia. To jest moment, który często weryfikuje rodzaj więzi jaka powstała między dzieckiem, a rodzicami. To że dziecko idzie po rady i wsparcie do równie jak ono niedojrzałych rówieśników jest sygnałem do weryfikacji więzi jaką rodzice mają z dzieckiem.

Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Bo na każdym etapie życia pokoleniowo wpływamy na siebie, czyli już nasze babcie a nawet prababcie, mają wpływ na kształt i jakość naszego życia. Chociaż biologicznie robią wszystko, żeby dać szansę swoim dzieciom na życie lepsze niż to ich, to jednak często w procesie wychowania i socjalizacji, przekazują niesłużące programy i przekonania. Wartości takie jak rozwój talentów, pasji, wykorzystanie potencjału, nauka, szacunek dla społeczeństwa i jego kultury, są albo pomijane w walce o życie z dnia na dzień, albo nadmiernie eksponowane, na przykład kiedy rodzice wywierają presję, domagając się wyników w nauce, kiedy wybierają dzieciom pasje czy studia. Jeśli rodzice nie tworzą wartościowych więzi i nie budują bezpiecznego świata, nie dają dziecku wsparcia i zaufania, ono idzie do rówieśników, do świata wartości, w którym ważny jest wygląd, rozrywka, wspólne spędzanie czasu i dopasowanie się do innych młodych niedojrzałych podobnie wyobcowanych młodych ludzi.

Jeżeli chcemy żeby świat wokół nas był przyjazny , pokojowo nastawiony, współpracujący to takimi ludźmi powinniśmy się stawać ucząc tego dzieci. Dalajlama powiedział, że gdybyśmy nauczyli ośmiolatków medytacji, przemoc zniknęłaby z ziemi w ciągu jednego pokolenia…. Jeżeli dziecko od swoich początków nie będzie bezwarunkowo kochane, uznane, zaakceptowane, to energię braku, nieadekwatności i nieprzystosowania, takie przekonania o sobie i świecie niesie w życie. Dzieci które doznały traum i zaniedbań, stają się dorosłymi, którzy nie ufają sobie i innym. Sobie, bo nie wiedzą kim są, co czują, czego potrzebują. Światu – bo tak jak kiedyś opiekunowie byli dla dziecka reprezentacją świata i byli zagrażający życiu, tak dorastając, dzieci ten świat postrzegają, jako pełny zagrożeń i pułapek. Ale na każdym etapie rozwoju dziecka mamy możliwość zmienić siebie jako rodziców i dać miłość i wsparcie dziecku i napisać inny scenariusz.

Jestem dorosła… jestem dorosły….

Mając taki bagaż startowy od czasu z przed poczęcia, przez poród, dzieciństwo i okres nastoletni, stawiamy się do dorosłości. I chcemy innego życia niż rodzice, albo też nawet bez tej refleksji, chcemy dobrego życia, ale… niesiemy ich programy, ich przekonania, mamy w sobie silnie wdrukowane niezasługiwanie na miłość, poczucie własnej bezwartościowości, niekompetencji, braku odwagi, niedopasowania…. I wiele innych. Myślimy, że dopiero dopełniający nas partner da nam miłość, szacunek, dobroć, on dopiero nas zbawi, dzięki niemu będziemy szczęśliwie żyć… I to nie jest prawda o życiu… Bo tak jak nie kochamy i nie szanujemy siebie, tak jak mamy się za nic, takiego wybieramy sobie partnera. Wybieramy, mówię do kobiet, bo to kobieta otwiera serce na relację, mężczyźni przychodzą, żeby dopasować się do programów i przekonań jakie kobieta ma w sobie. Zrozumienie tych mechanizmów jest albo przytłaczające albo uwalniające.

W zależności od poziomu świadomości, ale też poziomu refleksyjności, możemy każdą relację partnerską uznać za dar. Bo partner pokazuje nam dokładnie to, co my kobiety mamy w sobie do uzdrowienia, do uznania i do pokochania. I to dokładnie partner nam daje. Jeżeli nie kochasz siebie, nie szanujesz, nie jesteś ważna, taki mężczyzna do ciebie przyjdzie. Mężczyźni są tak samo jak kobiety dziećmi rodziców, którzy nie potrafili dać dziecku poczucia bezpieczeństwa i miłości. Wtedy w relacji spotykają się dwa pragnienia, a powinny spotkać się dwie pełnie. Im bardziej czujemy czegoś brak, tym bardziej przyciągamy taką osobę, która nam ten brak „zapełni”.

Tutaj właśnie otwiera się przestrzeń do zmiany. Najpierw przez uświadomienia sobie, jak wiele czynników ma na nas wpływ. Jest nadzieja, nawet dla racjonalnych umysłów. Neurobiologia wyjaśnia, że nie istnieje coś takiego jak determinizm genetyczny, czyli nie jest prawdą, że musimy chorować na choroby obecne w naszym rodzie, chociaż tradycyjna medycyna wciąż trzyma się tego konceptu. Dzięki neurobiologii wiemy, że to środowisko zewnętrzne w znacznej mierze wpływa na aktywację lub dezaktywację naszych genów i istnieje mnóstwo badań to potwierdzających. To znaczy, że nie musisz zachorować na to, na co chorowali rodzice czy dziadkowie. Polecam zajrzeć do „Biologii przekonań” napisanej przez neurobiologa Bruce’a Liptona lub do „Życie emocjonalne mózgu” Richarda Davidsona i Sharon Begley.

Ważne jest uświadomienie sobie, że nie tylko emocje, ale i myśli, które tworzą się w umyśle, wpływają na ekspresję genów. Jest wiele przekonujących badań, pokazujących, że intensywne, ukierunkowane szczególnie na wdzięczność myśli zmieniają geny. Ale też negatywne myśli niejako przyciągają choroby do naszego życia i ciała. Świetnie obrazuje to efekt placebo i nocebo. Jest takie doświadczenie badające wpływ placebo, nawet kiedy pewnej grupie badanych powiedziano, że otrzymują placebo na swoją dolegliwość, 30% z nich odczuło poprawę stanu zdrowia… to jest nasz umysł… nasz mózg w działaniu, to on i nasze myślenie, nadawanie znaczenia, może się przyczyniać do budowania naszego dobrostanu.

Ale nasz mózg nie zawsze jest naszym przyjacielem, a właściwie bez świadomej pracy rzadko kiedy jest. Ten organ zużywający ok. 25% dostarczanej ciału energii, mózg, stale generuje myśli, tj. około 70 tysięcy dziennie i 95% tych myśli to te same co dnia poprzedniego. I nie bez powodu psychologia zajęła się obszarem powstawania tych krytycznych, karzących myśli, nazywając je albo sędzią, krytykiem albo karcącym dorosłym. Jest wiele koncepcji nazywających te konstrukty.

Opcje jakie mamy dzisiaj to otwarcie umysłu na zmianę, z uznaniem i zaakceptowaniem roli naszych przodków. Tego w jakiej rodzinie się urodziliśmy, nie możemy zmienić. Przyjmując założenie, że to my jako dusze wybraliśmy sobie rodzinę, w której przyszliśmy na świat, możemy zacząć myśleć o sobie jako o kreatorach życia. Możemy też z innej perspektywy zacząć patrzeć na życie, że ono nie dzieje się nam – tylko dla nas, tzn. nie jestem bierną ofiarą dorastania w dysfunkcyjnym domu, ale jestem tu po to żeby zrozumieć, dlaczego tak się stało i podziękować za życie takie jakie jest, bo to na pewno ma sens. Ma sens dla mnie i całego mojego rodu. Moi przodkowie robili wszystko, żeby następne pokolenia miały lepiej i jestem ja, dzisiejsze pokolenie. Mogę oczywiście, bo mam wybór, obnosić się przez życie ze swoim zgorzknieniem i traumą, a mogę popatrzeć na życie jako na zasób. Mam ręce i nogi, chociaż są i tacy, jak Nick Vujicic, którzy ich nie mają, co nie stanęło na przeszkodzie, żeby założył rodzinę i został mówcą motywacyjnym wspierającym dorosłych i dzieci. Czy nasz polski przykład, jeżdżący na wózku inwalidzkim od 7 roku życia, mówca motywacyjny Łukasz Krasoń, kiedy na niego patrzę pytam siebie jaką mam wymówkę, żeby żyć jakbym nic nie dostała, nic nie miała?

Nasza podróż lub przygoda zwana życiem nabiera tempa i rozmachu z każdym nowym działaniem, które wdrożymy w życie. Z każdą pozytywną myślą i emocją, którą wyślemy w świat. Mamy dzisiaj dostęp do oceanu wiedzy i możemy czerpać z różnych źródeł podpowiedzi. Mając wiedzę, możemy korzystając z neuroplastyczności mózgu, poszukać dla siebie najlepszej metody do zmiany tego co nie działa tak jak chcemy. Polecam każdą praktykę uważności, ona bardzo pomaga w wyciszaniu reaktywnego mózgu i daje nadzieję na lepsze radzenie sobie ze stresem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *